Warsztaty Franka Farrelly'ego zakończyły się z chwilą jego odejścia
Nie tak dawno Richard Bandler nazwał Franka Farrellego: "najdzikszy klinicysta, jakiego w życiu widziałem." Czy Farrelly był zbyt dziki dla Anglii? Taki lęk mógłby ostudzić zapał Philipa Bootha do zaproszenia go na warsztat. Jednak był tutaj i Anglia przetrwała.
Ostrożność Philipa nie była taka nieuzasadniona, bo Farrelly mógł być mylnie odebrany, z jednej strony jako wywierający gwałt na kliencie, z drugiej jako dostarczający rozrywki na jego koszt. Klient wcale tego nie doświadcza, ale słyszałem o ludziach, którzy widzieli nagrania jego pracy i byli przerażeni. Słyszałem uczestników na początku jego warsztatów, którzy prezentowali wszelkie objawy zaniepokojenia (i których niepokój rozwiewał się w trakcie warsztatu). Jednak nie widziałem nikogo, kto zajął miejsce obok Franka i czułby się w jakikolwiek sposób sponiewierany. Perspektywa Nagrania video, pozostałych uczestników warsztatu i klienta jest całkowicie różna. Nawet blisko siedzący widzowie kulą się (jednocześnie się śmiejąc), kiedy Frank kieruje do klienta przerażająco negatywne komentarze. Potem, na koniec takiej mini-sesji, gdy pyta klienta, jak ten na niego reagował, klient często odpowiada, że Frank ubrał w słowa dokładnie to, co klient sam o sobie myślał.
Klient siedzi zamknięty w cytadeli własnych zmartwień, czy jest ona z kości, czy ma lśniącą fasadę z marmuru czy jest z granitowych płyt czy ze słomy. Wtedy wpada Frank Farrelly - jak na przyspieszonym filmie szukająca kłopotów ekipa wyburzeniowa w akcji. Rozpierducha konstrukcji poznawczych.
Podpowiada absurdalne zalety kontynuacji tego problemowego zachowania, obwinia klienta (jeśli klient lokuje winę za problem na zewnątrz siebie) i oferuje idiotyczne rozwiązania, które są na mur-beton niewykonalne albo byłyby gorsze niż sam pierwotny problem. Cokolwiek klient powie, Frank rozwija prowokatywną odpowiedĽ przejaskrawiającą problem, neguje problem albo możliwość uczynienia czegokolwiek przez klienta, lub też redefiniuje albo problem, albo klienta w sposób, którego ten nie chciałby usłyszeć.
Skoro działamy reagując na nasze wyobrażenia, które mamy w głowie, nie jest niespodzianką, że klient reaguje inaczej po tym, jak Frank roztoczył przed nim dramatyczną serię przykuwających uwagę holograficznych wyobrażeń w pełnym kolorze. To taki "implant do kory mózgowej". Umysł klienta odbija się pomiędzy ponurymi obrazami jak piłeczka pingpongowa. Frank nie bardzo zajmuje się tym, czego klient CHCE, bierze się za to, czego klient POTRZEBUJE. Wkłuwa się wprost w psychologiczną aortę. Klient może zacząć mówić o problemie, co Frank wydaje się całkowicie ignorować, gdy wrzuca pytania i prowokacje, które pakują klienta na karuzelę (Łatwo zauważyć, jak poznawczy świat klienta chwieje się i klient wpada w trans).
Nie można mówić o warsztacie Terapii Prowokatywnej nie mówiąc, że chociaż (a może nawet dlatego, że) Frank zajmuje się rzeczywistymi sprawami rzeczywistych ludzi, warsztat jest niezłą rozrywką, a często nawet mocno rozbrykaną zabawą. To psychoterapeutyczny odpowiednik rokendrola. Jak powiedział Carl Rogers: "Chłopie! Nie daj im znieruchomieć, trzymaj ich poza punktem równowagi."
Frank zjawił się jako człowiek gotów wypróbować swoją sieczkarnię na każdym. Stworzył Terapię prowokatywną i z powodzeniem prowadzi ją wśród niezliczonych kategorii diagnostycznych, poprzez rozmaite klasy społeczne, grupy wiekowe czy narodowości i wierzy, że można pomóc każdemu, kto ma mózg. I nie jest to pusty optymizm, bo mierzył się z najtrudniejszymi przypadkami. Jednak zachował pozycję bardzo pozytywną i afirmującą życie: "Tak, istnieje ból i nieszczęście, ale prawdy podstawowe nie leżą w złości i bólu. Życie to także teatr niedorzeczności i absurdu. W śmiechu jest więcej prawdy niż we łzach czy depresji."
Osiągnięć Terapii Prowokatywnej nie da się zrozumieć bez przyznania, że jądrem podejścia Franka jest troska o klienta i pełne zaangażowanie w jego najlepszym interesie. Carl Rogers doskonale to rozumiał i wspierał tworzenie Provocative Therapy. Kiedyś powiedział Frankowi: "Ludzie są jak psy; wiedzą czy ich lubisz". Więc choć słowa mogą brzmieć jak ostry atak, równoległa komunikacja - ton głosu, zmrużenie oka - przekazują troskę i budują głębokie porozumienie.
Niektórzy uczestnicy byli zaskoczeni odkryciem, że Frank był znacznie mniej brutalny niż spodziewali się po przeczytaniu książki. Druk jest w oczywisty sposób ograniczony do jednego sposobu przekazu i nie może przekazywać niewerbalnego wsparcia i życzliwości, ale może być i tak, że Frank trzymał się na wodzy będąc pierwszy raz w nowym kraju. Jakkolwiek jest, ma znacznie szerszy repertuar niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Frank mawia "Mogę być pluszowym misiem albo ugryĽć w dupę jak szablozębny tygrys."
Terapia Prowokatywna jest dobrze wyłożona w książce pod tym samym tytułem, więc na warsztacie nacisk jest kładziony na zobaczenie jej w akcji. Frank zaczął od impresjonistycznej włóczęgi po krajobrazie skojarzeń, przez który lata jego, jak to określił, "motyli umysł". Lubuje się w określaniu siebie jako starego pryka z "rozstrojem mózgu", który rano potrzebuje, by zaczęły mu strzelać synapsy. Przyznaje, że jego umysł zawsze tak działał. Jednak gdy prezentuje sesję prowokatywną, można zobaczyć, że ten motyli umysł zamieszkuje coś w rodzaju ciała Muhammeda Ali. Przez te dwa dni Frank przeprowadził dziewięć sesji z poszczególnymi uczestnikami, każda z nich trwała 25 minut i następowała po niej dyskusja. Była także "mikro-nauka", kiedy oglądaliśmy zapis video jednej z sesji, a Frank wyjaśniał szczegółowo, na co reagował i dlaczego. Dało nam to mnóstwo okazji obserwacji jego podejścia w praktyce.
Terapia Prowokatywna to wyrafinowana prostota. Prawdopodobnie jej centralną zasadą jest, że ludzie powinni przyjąć odpowiedzialność za decyzje, które podejmują. Bez przerwy wybierają, podejmują decyzje (niezależnie od tego, czy to zauważają, czy nie, i czy tego chcą, czy nie). Rzeczywistość psychospołeczna jest taka, że ich wybory niosą za sobą konsekwencje, z którymi muszą żyć. Mając za sobą intensywną pracę z kryminalistami, z niepoczytalnymi i z niepoczytalnymi kryminalistami, Frank nie uważa, że nie są oni odpowiedzialni za swoje działania. Tak, możemy odczuwać współczucie, możemy nawet wywodzić etiologię ich zachowań, nie mniej muszą oni żyć z konsekwencjami swoich wyborów -- jedną z konsekwencji jest fakt, że są zamknięci w więzieniu czy szpitalu psychiatrycznym.
Warsztat zakończył się szybkim przeglądem Franka idei dotyczących psychoterapii w XXI wieku. Dla niektórych uczestników mogło to być jeszcze bardziej prowokatywne doświadczenie niż same sesje prowokatywne. Zacytował Freuda, który powiedział, że gdyby miał jeszcze raz przeżyć swoje życie, poświęciłby je studiowaniu zdolności metapsychicznych, bo tam leży prawda o człowieku. Frank czuje, że integracja studiów metapsychicznych i psychologii jest niezbędna. Choć przyznaje, że w obszarze studiów metapsychicznych jest równie wiele bredni, co w każdej innej dziedzinie, jego własne eksperymanty przekonały go, że taki właśnie jest prąd przyszłości. Długa historia odrzucenia zbliża się do końca. Gdy coraz więcej ludzi wytyka niedostateczność i luki bieżącego paradygmatu, wiele twardych jak skała prawd rozpadnie się. Pewnie nie będzie niespodzianką, że "niepodważalne prawdy" nie robią na Franku wielkiego wrażenia po tym, jak latami sprawiał, że wyparowywały niepodważalne, ograniczające, subiektywne prawdy jego klientów.
--Autor: Graham Dawes, Londyn, 1989.